Sprzątanie
Niemal cała praca w Świątyni (Przybytku) była wykonywana wyłącznie przez członków jednego tylko rodu – potomków Aarona. Wydawać by się zatem mogło, że szczegółowy opis służby w Świątyni nie jest tak istotny dla przeciętnego Żyda, nie będącego kohenem bądź lewitą. Jednak w rzeczywistości każdy z nas jest do jakiegoś stopnia kohenem: „Wy będziecie Mi królestwem kohenów i świętym narodem” (Szemot 19:6) – mówi Tora. Każdy szczegół służby w Świątyni jest tak naprawdę instrukcją dla każdego z nas, w jaki sposób możemy „przybliżyć się” do Boskości.
Pierwszą czynnością wykonywaną przez kohenów każdego dnia w Świątyni było sprzątniecie popiołu pozostałego na ołtarzu z ofiar składanych poprzedniego dnia. Sprzątanie to składało się z dwóch etapów – w pierwszym kohen zbierał nagromadzony popiół i składał go po wschodniej stronie rampy prowadzącej do ołtarza, w drugim etapie przebierał się w inne ubrania i wynosił zebrany wcześniej popiół poza obszar Świątyni (poza obóz).
Dlaczego kohen musiał zmieniać ubranie? Wydaje się to logiczne – sprzątanie popiołów było raczej brudnym zajęciem, więc używanie do tego uroczystych, formalnych ubrań nie było wskazane. Ale cała niemal służba kohenów w Światyni (Przybytku) nie należała do czystych zajęć – zabijali wszakże codziennie wiele różnych zwierząt na ofiary, spryskiwali ich krwią ołtarz, dzielili ich mięso. Ich ubrania z pewnością dalekie były od sterylnej czystości. A jednak, by wynieść popiół poza Świątynię, kohen musiał zdjąć swoje „służbowe” ubranie i założyć inne, a po powrocie musiał się przebrać z powrotem.
Raszi porównuje w swym komentarzu kohena do sługi na dworze królewskim, który w innym ubraniu gotuje posiłek dla króla, a w zupełnie innym będzie mu ten posiłek podawał. W obecności króla wymagana jest większa formalność stroju, większa elegancja. Dlatego Tora rozróżnia strój służący do pracy wewnątrz Świątyni – w pałacu króla – od stroju „zewnętrznego”, służącego do pracy poza ternem Świątyni (obozowiska Israelitów).
Jednak w takim wypadku czyż nie byłoby bardziej naturalne by pracę tę wykonywało dwóch kohenów – jeden wewnątrz Świątyni, a drugi na zewnątrz? Uniknęlibyśmy w ten sposób konieczności zmiany ubrania. Trzymając się porównania zaproponowanego przez Rasziego – czyż w pałacu kucharz podaje posiłki w komnatach królewskich? Fakt, że ten sam kohen musiał wykonać całą pracę związaną z oczyszczeniem ołtarza, uczy nas jednak czegoś istotnego.
Niektóre nasze role życiowe są bardziej wzniosłe i dystyngowane niż inne. Często wykonujemy je w specjalnym ubraniu, sami jesteśmy też wtedy w bardziej podniosłym nastroju. Wykonując je czujemy się wyróżnieni. Są jednak inne role życiowe – w oczywisty sposób poślednie, mało dostojne, nie przynoszące splendoru, nudne i mało satysfakcjonujące. Większość z nas unika takich zadań, próbuje się od nich wszelkimi sposobami wymigać, a jeśli okaże się to niemożliwe, wykonuje je bez zaangażowania, niechętnie i byle jak. Cóż może być ekscytującego w myciu naczyń po obiedzie czy też w proazaiczym wynoszeniu śmieci?
Jednak prawdziwy sługa Boży wie, jak osiągnąć doskonałość w obydwu rodzajach zajęć. Umie każde z nich wykonywać z takim samym zaangażowaniem, z taką samą pasją i z takim samym oddaniem. Rozumie on, że obydwa rodzaje pracy są tak samo istotne w wypełnianiu woli Stwórcy. Potrafi on wycofać swoje ego, swoją potrzebę nagrody i bycia dostrzeżonym po to, by jak najlepiej poświęcić się zadaniu budowania „mieszkania” dla Boga w naszym materialnym świecie.
To samo dotyczy stosunków międzyludzkich – w towarzystwie niektórych ludzi czujemy się dobrze i komfortowo, lubimy spędzać z nimi czas, czujemy się lepszymi w ich obecności. Ale w towarzystwie innych czujemy się co najmniej niekomfortowo – drażnią nas oni, uważamy ich za nudnyc, ledwo ich w ogóle zauważamy. Choć często potrzebują oni tylko, by ktoś ich wysłuchał, rzadko znajdujemy na to czas, nie mamy do nich cierpliwości. By spróbować ich zrozumieć, by spróbować chociażby „zmienić nasze ubranie” i poświęcić im choć chwilę uwagi, spojrzeć na świat z ich punktu widzenia – to wszystko przekracza nasze możliwości, jest zbyt trudne i zbyt zagraża naszej pozycji społecznej.
Ale prawdziwie „święty naród” rozumie, że istnieje bardzo prosta zależność – im bardziej my jesteśmy skłonni „zniżyć się” do poziomu drugiego człowieka, tym bardziej Najwyższy „zniży się” ze Swojej wysokości, by zainteresować się naszymi potrzebami i naszym losem.