Izrael Goj
Autor: Menachem Brod
W Krakowie żył kiedyś bogaty Żyd imieniem Izrael, znany ze swego skąpstwa. Żaden żebrak już od dawna nie pukał do drzwi jego domu. Wszystkie próby, czynione przez rozmaite fundacje charytatywne spotkały się z grzeczną, lecz stanowczą odmową. Nikt nie mógł zrozumieć postępowania Izraela – dobroczynność (cedaka) była tym, co wyróżniało Żydów od czasów Abrahama. Zwłaszcza w tamtych latach, gdy ciągłe wojny zniszczyły wiele społeczności żydowskich w całej Europie, cedaka była jedynym sposobem na przeżycie wielu biednych osób. Gminy Żydowskie wzywały do solidarności z biedakami, jednak na Izraelu nie robiło to żadnego wrażenia.Ludzie zaczęli nazywać nieczułego bogacza „Izrael Goj” i z czasem to przezwisko przylgnęło do niego na dobre.
Mijały lata i Izrael coraz bardziej podupadał na zdrowiu. Pewnego dnia wezwał do siebie zarząd Bractwa Pogrzebowego(Chewra Kadisza) i oznajmił im, że zamierza omówić z nimi warunki swojego pogrzebu. „Niedługo umrę” – powiedział zebranym – „pozostało mi tylko wykupić miejsce pochówku na cmentarzu”. Przedstawiciele Bractwa zrozumieli w lot, że oto nadarza się okazja odebrać „dług”, który Izrael miał wobec swoich współbraci. Oznajmili mu: „Jak zapewne wiesz w naszym mieście nie ma ustalonej sumy za wykup miejsca pogrzebu. Każdy płaci zależnie od swoich możliwości, a pieniądze są przeznaczane na pomoc dla biednych. Ponieważ wiadomo powszechnie, że jesteś bogatym człowiekiem, wiadomo też o twoim szczególnym skąpstwie, ustalamy cenę za twoje miejsce pochówku w wysokości 1000 guldenów”.
Bogacz odparł: „Za swoje czyny zostanę osądzony po śmierci. Nie do was należy ferowanie wyroku! Planowałem przeznaczyć na moje miejsce pochówku 100 guldenów – całkiem pokaźną sumę, i nie zapłacę wam ani grosza więcej. Nie proszę o specjalne miejsce ani niezwykły nagrobek – pochowacie mnie gdzie będziecie chcieli. Mam tylko jedno życzenie – na moim nagrobku chcę mieć wyryte »Tu spoczywa Izrael Goj«”. Członkowie Bractwa Pogrzebowego spojrzeli po sobie – staruszek chyba całkiem zwariował. Próbowali jeszcze wynegocjować coś ponad owe 100 guldenów, ale w końcu zrezygnowali i wyszli. Wkrótce całe miasto mówiło o tym, że zdziwaczały skąpiec kazał wygrawerować sobie na nagrobku „Izrael Goj”. Jak nisko można upaść?! Nawet na łożu śmierci pozostawał niewzruszony i nie chciał przeznaczyć żadnych pieniędzy dla biednych.
Pogrzeb Izraela był bardzo skromny – były nawet trudności z zebraniem minianu. Pochowany został na samym końcu cmentarza, nad grobem nikt nie wygłosił żadnej mowy – cóż można dobrego powiedzieć o takim człowieku?
Kilka dni później do drzwi naczelnego rabina Krakowa – słynnego Jomtowa Lipmanna Hellera – zapukał biedak, który skarżył się, że nie ma za co kupić wina i chleba na Szabat dla swojej rodziny. Rabin dał mu parę groszy i życzył dobrego Szabatu. Kilka minut później kolejne pukanie do drzwi oderwało rabina od studiowaniaTory. Kolejny żebrak prosił o kilka groszy na Szabat. Zaraz potem przyszedł trzeci, czwarty i kolejni! W ciągu godziny rabin dał cedakę ponad 20 biednym! Nie mógł tylko zrozumieć co się stało – skąd taka plaga biedy?
Tuż po Szabacie rabin Heller zwołał nadzwyczajne zebranie zarządy Gminy, ale nikt nie potrafił wyjaśnić, co się dzieje. Każdy zauważył nagły wzrost liczby biedaków proszących o pieniądze! Kasa gminna była praktycznie pusta… W czasie dyskusji rozległo się pukanie do drzwi – oto kolejny biedny Żyd prosił o wsparcie. Tym razem rabin Heller dając mu pieniądze zapytał: „Powiedz mi, jak sobie radziłeś do tej pory?” „Do tej pory nie było z tym najmniejszego problemu” – odparł biedak – „gdy nie mieliśmy co jeść, szliśmy do sklepu i kupowaliśmy na kredyt. Sklepikarz chętnie nam sprzedawał nie pytając o nic, zapisywał tylko nasze zobowiązania w zeszycie. Nigdy też nie prosił nas o zwrot długu. Aż kilka dni temu oświadczył, że już nam nic na kredyt nie sprzeda!”.
Rabin Heller popytał tu i tam – okazało się, że do tej pory wszyscy biedni w Krakowie kupowali w ten sposób. I że teraz nikt już dłużej nie chce sprzedawać im na dotychczasowych zasadach. Rabin wezwał do siebie kupców i zażądał wyjaśnień. Kupcy początkowo nie chcieli nic mówić, ale gdy rabin nalegał przyznali, że zmarły niedawno Izrael przez wiele lat finansował w ten sposób krakowskich biedaków – bez pytania spłacał co miesiąc wszystkie ich długi u sklepikarzy. Jego jedynym warunkiem było tylko utrzymanie całej sprawy w absolutnej tajemnicy – nawet jego najbliższa rodzina nic o tym nie wiedziała.
Rabin Heller był absolutnie zaskoczony. Natychmiast ogłosił, że 30-dniowa żałoba po Izraelu ma być obchodzona przez wszystkich krakowskich Żydów – nikt nie będzie jadł ani pił od wschodu do zachodu słońca, wszyscy będą też modlić się za duszę zmarłego. Rabin Heller wygłosił też w synagodze w czasie Szabatu wspaniałą mowę ku czci Izraela – wyraził w niej życzenie, że sam chce być po śmierci pochowany tuz obok „Izraela Goja”, który okazał się wielkim cadykiem – dawał cedakę w najwłaściwszy możliwy sposób – tak by ani dający nie znał obdarowanego, ani obdarowany nie wiedział nic o dającym.
Trzeba było jeszcze wypełnić ostatnią wolę zmarłego – na jego macewie wyryto słowa „Tutaj leży Izrael Goj”. Dodano jednak jedno słowo – kadosz (święty). Do dzisiejszego dnia na Starym Cmentarzy w Krakowie można tuż obok grobu rabina Jomtowa Lipmanna Hellera zobaczyć grobowiec, w którym spoczywa „Izrael – święty goj”.