Purimowa pieśń
Autor: Nissan Mindel
Aby przekonać się czym naprawdę jest purimowa radość, powinniśmy byli udać się do Międzyboża i spędzić Purim w towarzystwie rabina Israela Baal Szem Towa (Beszta) - twórcy chasydyzmu. Wielu ludzi kiedyś tak właśnie robiło. Tłum był wtedy tak wielki, że sztuką było dopchać się do stołów zastawionych strawą i napitkiem. Ale mimo wszystko wszyscy mogli się nasycić słowami Tory, które niczym fontanna wypływały z ust Baal Szem Towa. Było to przeżycie, które na zawsze pozostawało w sercach i wspomnieniach uczestników.
Jednym najszczęśliwszych był rabin Meir Margolis. Był on oddanym zwolennikiem Beszta, a z okazji Purim przybył do Międzyboża wraz ze swoim pięcioletnim synkiem - Szaulem. Szaul był grzecznym dzieckiem, jak na swój wiek bardzo inteligentnym i obdarzonym wspaniałym, słodkim głosem. Baal Szem Tom posadził chłopca tuż obok siebie i poprosił go, by coś zaśpiewał.
Szaul znał odpowiednią pieśń. Była nią Szoszanat Jaakow, pieśń śpiewana po czytaniu Zwoju Estery (Megilat Ester) w Purim. Mówiła ona o "Czystej lilii Jakuba (ludu Izraela), która radowała się widząc Mordechaja królewskiej szacie, bo Bóg jest nadzieją i wybawieniem Ludu Izraela w każdym pokoleniu...".
Śpiew małego Szaula wydawał się słodszy niż piernik, którym Baal Szem Tow poczęstował chłopca. Nikt nie musiał też przypominać mu, jakie powinien odmówić błogosławieństwo przed zjedzeniem ciasta.
Gdy Purim minął i wszyscy przygotowywali się do drogi powrotnej do swoich domów, Beszt powiedział do rabina Meira: "Wiem, że musisz wracać do Lwowa, czekają tam na ciebie, ale zostaw proszę małego Szaula jeszcze kilka dni u mnie. Po Szabacie, jak Bóg pozwoli, osobiście odwiozę go do domu".
Rabin Meir Margolis był niezwykle dumny, że sam Baal Szem Tow polubił jego syna i wiedział, iż musi istnieć powód, dla którego Beszt chce zatrzymać chłopca do Szabatu. Ale czy Szaul się zgodzi? Jednak Szaul nie tylko przystał na to, ale też zapewnił, że nie będzie wcale płakał...
Po wyjeździe ojca, Szaul spędzał większość czasu z Baal Szem Towem, ucząc się Pięcioksięgu (Chumaszu), którego Beszt kiedyś, dawno temu, jeszcze zanim został sławnym rabinem, uczył dzieci jako pomocnik nauczyciela w chederze. Kochał on uczyć dzieci, zachęcał by regularnie chodziły na zajęcia. Wiedział, że małe dzieci są szczególnie drogie Bogu, dlatego sam traktował je jak drogocenne diamenty.
Czas spędzony z Szulem przypominał Besztowi stare czasy, za którymi teraz tak bardzo tęsknił, spędzając czas na uczniu trochę większych "dzieci", z których wielu było wybitnymi uczonymi w Torze.
Rankiem w niedzielę Beszt polecił przygotować wszystko do podróży do Lwowa. Wsiedli do sań, a Beszt posadził Szaula obok siebie i razem z dwoma swoimi uczniami, udali się w drogę. Ponieważ wszędzie leżał jeszcze śnieg, sanie mknęły szybko do celu.
Po jakimś czasie, mijając przydrożną gospodę, usłyszeli dochodzące z niej odgłosy pijackiej zabawy. To okoliczni chłopi świętowali niedzielę... Baal Szem Tow niespodziewanie polecił zatrzymać się przed gospodą. Jego uczniowie byli zaskoczeni - towarzystwo pijanych chłopów nie wróżyło nic dobrego. Nieopodal jest przecież inna karczma! Ale oczywiście nie odezwali się ani słowem. Życzenie Beszta było dla nich rozkazem, więc zajechali przed gospodę, wysiedli z sań i za swoim nauczycielem udali się do środka.
Trzymając małego Szaula za rękę, Baal Szem Tow wkroczył do sali, stanął na środku i klasnął w dłonie krzycząc "Cisza!". Momentalnie zrobiło się cicho. Wszyscy wpatrywali się w niespodziewanego gościa. "Czy chcecie usłyszeć prawdziwy śpiew?" spytał Beszt zebranych chłopów. I nie czekając wcale na odpowiedź dodał: "Posłuchajcie tylko tego chłopca, a przekonacie się, czym jest prawdziwy śpiew".
Następnie zwrócił się do Szaula: "Szaulu, zaśpiewaj proszę Szoszanat Jaakow". Chłopiec nie rozumiał co się dzieje, czuł tylko, że jest to coś niezwykłego. Zaśpiewał więc tak, jak jeszcze nigdy przedtem. Chłopi słuchali z rozdziawionymi ustami, a łzy ciekły im po policzkach. Gdy Szaul skończył śpiewać, zapadła głucha cisza, a zaraz potem całe towarzystwo wykrzyknęło: "brawo!", "cudownie!"
Beszt uniósł rękę i ponownie zapadła cisza. Odwrócił się do stojących pod ścianą trzech chłopców, mniej więcej w wieku Szaula: "Jak masz na imię?" spytał jednego z nich. "Iwan" odparł chłopiec. "A ty?" spytał drugiego. "Jestem Stiepan" usłyszał. "A ty?" "A ja Anton" odpowiedział trzeci malec.
"A to jest Szaul, który śpiewał dla was" - oznajmił Baal Szem Tow - "podobało się wam?". "O, taaak" odpowiedzieli chłopcy. "Zapamiętajcie zatem" - kontynuował Beszt - "jesteście od teraz przyjaciółmi Szaula. Na zawsze". "Tak jest, zapamiętamy" przyrzekli chłopcy.
Wtedy Baal Szem Tom, Szaul i dwóch uczniów tak, jak niespodziewanie pojawili się w gospodzie, tak samo niespodziewanie zniknęli. Chłopi zebrani zostali oniemiali, zaskoczeni tym, co się przed chwilą wydarzyło. Ale nie tylko oni - także uczniowie Beszta nie mogli zrozumieć, co się tam właściwie stało. Wiedzieli, że dziwne zachowanie ich nauczyciela miało jakiś powód, ale jaki?
Minęło wiele lat. Szaul Margolis dorósł, stał się mężczyzną uczonym w Torze i bogatym kupcem. Pewnego dnia, był to akurat Post Estery, Szaul wracał do domu z podróży w interesach. Spieszył się, żeby zdążyć na wieczorne czytanie Księgi Estery, dlatego poganiał konie jak tylko to możliwe. Tym bardziej, że chciał jak najszybciej wydostać się z ciemnego i gęstego lasu. Nagle zza drzew wyskoczyli na drogę uzbrojeni bandyci i zatrzymali konie.
Dwóch z nich złapało Szaula i przywiązało do drzewa, podczas gdy trzeci przeszukał powóz w poszukiwaniu łupu. Szaul zdał sobie sprawę, że gdy tylko bandyci znajdą jego sakiewkę ze sporą sumą pieniędzy, zabiją go. I rzeczywiście, wkrótce bandyci znaleźli łup i nic nie mogło już Szaula uratować . Poprosił zatem o kilka minut na ostatnią modlitwę do Najwyższego. "Módl się o co tylko chcesz, twój Bóg już ci nie pomoże" - zaśmieli się bandyci.
Szaul odmówił Widuj (ostatnią modlitwę przed śmiercią), podczas gdy bandyci dzielą między siebie swój łup. Szaul zamknął oczy, chciało mu się płakać, gdy oczyma wyobraźni zobaczył swoją żonę i dzieci, czekające w domu na jego powrót, by razem świętować Purim. Zawsze czytał im w Księgę Estery, a potem śpiewał Szoszanat Jaakow, tę samą, którą kiedyś śpiewał dla samego Baal Szem Towa. Postanowił, że skoro i tak za chwilę umrze, to z Szoszanat Jaakow na ustach...
Lilia Jakubowa rozradowała się i była szczęśliwa
Gdy wszyscy ujrzeli Mordechaja odzianego purpurę
Ty, Boże jesteś wybawieniem Izraela
I jego nadzieją w każdym pokoleniu...
Gdy wszyscy ujrzeli Mordechaja odzianego purpurę
Ty, Boże jesteś wybawieniem Izraela
I jego nadzieją w każdym pokoleniu...
Szaul zaśpiewał tę pieśń z całej siły, najpiękniej jak potrafił, tak samo, jak kiedyś śpiewał w obecności Baal Szem Towa w pewnej gospodzie, gdy był małym chłopcem. Skończywszy, otwiorzył oczy, spodziewając się w każdej chwili śmierci z rąk rzezimieszków. Jednak oni stali z otwartymi z zachwytu ustami. Cala ta scena przypominała coś Szaulowi, więc po chwili spytał stojącego najbliżej bandytę: "Ty pewnie jesteś Iwan? Ty w takim razie musisz być Stepanem... A ty to Anton, prawda?"
Wówczas bandyci rozpoznali i jego. Ich wyraz twarzy zmienił się, nie był już groźny i surowy, można było wyczytać z niego nawet cień sympatii. W następnej chwili wszyscy trzej padli przed nim na kolana, błagając o wybaczenie. Pośpiesznie przecięli krępujące go powrozy, zwracając mu wszystkie pieniądze. "Jedź z Bogiem" - pożegnali go - "dzięki tobie jesteśmy teraz innymi ludźmi, kończymy z rabowaniem..."
Przepełniony wdzięcznością i szczęściem Szaul pogonił konie, by zdążyć do domu przed czytaniem Megili. Było już dla niego jasne, dlaczego wiele lat temu Baal Szem Tow zatrzymał się z nim w gospodzie pełnej pijanych chłopów i dlaczego przedstawił go trzem nieznanym chłopcom.
Możemy sobie łatwo wyobrazić, jak radosne i szczęśliwe było święto Purim w domu Szaula Margolisa i jak gorąco śpiewano tego wieczoru Szoszanat Jaakow.