Najbardziej radosny ból

Sara Esther Crispe
 
Najbardziej radosny ból
Jest to tak intensywne doświadczenie, że praktycznie niemożliwe do zapamiętania. Nie przypomina to nicze go, co kiedykolwiek czułam. To jest wszech-pochłaniające, w potężnie bezwładniający sposób. To jest coś, co tylko ktoś, kto przeżył taką „podróż”, może  to zrozumieć.
 
To jest narodzenie się dziecka.
 
Moje wody płodowe odeszły około północy. To był mój trzeci poród, ale pierwszy, w którym moje wody płodowe odeszły zanim nawet zaczęły się bóle porodowe. Moje pierwsze dwa porody były wyjątkowo trudne, ale kompletnie naturalne. Jednocześnie obawiałam się, że nie będę miała wystarczająco siły, zarówno psychicznej, jak i fizycznej, aby przejść przez to tym razem.
Za każdym razem, kiedy słyszysz syrenę, drętwiejesz.
 
Lękałam się, że to będzie tak jak z moim pierwszym, dwudziestoczterogodzinnym porodem, z jego pięciogodzinną kulminacją - kiedy skurcze narastały co dwie minuty, z sześćdziesięcio - sekundowymi przerwami.
 
Mój drugi poród był bardzo intensywny i bolesny, ale szczęśliwie, znacznie krótszy. Byłam sama zdumiona tym, że przeszłam przez dwa, naturalne porody, wydając na świat dwie, piękne dziewczynki.
 
Ale tym razem, mogłam to powiedzieć, będzie inaczej. Pomimo że wody płodowe odeszły ja nie czułam bólu. Wiedziałam, że jest to tylko kwestia czasu, że ponownie ugnę się pod tym ciężarem.  
Skontaktowaliśmy się z naszą nianią, aby przyszła, umówiliśmy się z moją trenerką od porodu w szpitalu, zamówili taksówkę i byliśmy w drodze do szpitala.
 
Kiedy zaczęliśmy jechać, usłyszeliśmy syreny. Po pierwszej następowała kolejna, i kolejna, aż do momentu, że ich zawodzenie, wypełniło ulice i prześwidrowało powietrze.  
 
Po każdym, mijającym nas ambulansie, moje skurcze porodowe stawały się coraz bardziej intensywne. Mieszkając w Jerozolimie byliśmy przyzwyczajeni do tego dźwięku. Za każdym razem, kiedy słyszysz syrenę, zastygasz. Zastygasz i modlisz się, aby nie było następnej. Ale zbyt często one są. A wtedy czekasz na przerażające wiadomości o ataku. Czekasz, aby usłyszeć gdzie to wydarzyło się, a potem pozostajesz w panice, dopóki nie zlokalizujesz każdego, którego znasz, a który mógłby tam być. Ale tak naprawdę, nigdy nie możesz poczuć ulgi relaksu, ponieważ nawet jeżeli tym razem udało ci się uniknąć tego, jak możesz być pewny, że następnym razem uda ci się również „wyjść cało”?
 
Przybyliśmy do szpitala razem z ofiarami ataku. Ja ledwie mogłam iść, sparaliżowana kombinacją strachu i bólu. Starałam się nie patrzyć na zakrwawione twarze, brakujące kończyny. Ale nie było ucieczki od szarpiącego krzyku serca, prośby o pomoc, lamentu horroru.
 
Nie potrafiłam trzeźwo myśleć. Zapomniałam jak oddychać, zapomniałam wyuczonych pozycji, zapomniałam wszystkich technik. Wszystko, na co mogłam sobie pozwolić, to ulec bólowi przeszywającemu całe moje ciało. Zostałam momentalnie przyjęta i położona w sali porodowej. Moja trenerka od porodu pomogła mi zmienić ubranie na szpitalny fartuch i wejść na łóżko. Usiadłam, zamknęłam oczy i spróbowałam skoncentrować się.
 
Nie byłam świadoma nikogo ani niczego. Po prostu pozwoliłam sobie, aby czuć każdy skurcz, kiedy rozprzestrzeniał się po całym moim  ciele, wzmagając się, za każdym razem, w intensywnym nasileniu, jakiego nigdy nie doświadczyłam.
Myślałam o bólu, jaki cel ma Mój ból. Piękny cel.  Mój ból miał również koniec cierpienia. Kiedy dosłownie odebrał mi oddech, j jeżeli  bym chciała, mogłam poprosić o środki znieczulające, i dać mu zniknąć. Wtedy pomyślałam o wszystkich ludziach cierpiących na każdym oddziale w szpitalu. Myślałam o ich męczarniach, co dzieje się z ich ciałami, i jak nie mają wpływu, aby to zniknęły. I rozmyślałam, jak wiele z ofiar ataku bombowego będzie mogło znieść ten ból i przeżyć takie ogromne cierpienie. Jak szybko oni zamieniliby się miejscami ze mną, zamienili swój ból, na ból rodzenia dziecka.
 
Nie wydaje mi się, że potrafiłabym docenić narodziny, gdy nie było tego intensywnego procesu porodu. Modliłam się cały czas, aby dziecko urodziło się zdrowe, żeby nie było żadnych komplikacji.
 
Starałam się nie myśleć co sprawia mi cierpienie, ale jak pomagam w cudzie wprowadzenia nowego życia. Nawet przez ułamek sekundy nie chciałam aby zniknął, ale raczej, aby nadać mu znaczenie; i nie wydaje mi się, że mogłabym docenić narodziny, gdyby nie było tego intensywnego procesu porodu - celu w każdym jego momencie. I uzmysłowiłam sobie, że ten pierwszy dźwięk płaczu dziecka, który zwykle zakłócał spokój ciszy, bądź też budził mnie z głębokiego snu, był teraz prawdziwym brzmieniem, za którym tęskniłam, aby go usłyszeć. Chciałam usłyszeć wrzask mojego dziecka, informujący świat, że ono przybyło, że jest zdrowe, że jest mocne. Jego płacz znaczyłby, że jest żywe.
 
I kiedy czekałam, i kiedy parłam, i kiedy czułam, że moje dziecko nadchodzi, pomyślałam, jaka jestem szczęśliwa. I pomyślałam o tych, którzy nie mogą mieć dzieci, i o tych, których dzieci nie mogły wydać pięknego płaczu nowonarodzonego dziecka. I myślałam o wszystkich cierpiących na całym świecie. O głodnych, albo biednych, albo kalekich. O tych wykorzystanych, zaniedbanych, odrzuconych. I miałam nadzieję, że nigdy nie zapomnę piękna mojego bólu i lekcji, której on mnie nauczył.
 
Kiedy moje niemowlę zaczęło wchodzić do naszego świata, wydałam krzyk, o który nie podejrzewałam się, że mogę wydobyć z siebie. Płakałam ze szczęścia, z miłości, która wydobywała się z mojego wnętrza. I płakałam za tych wszystkich, którzy nie są tak szczęśliwi, z nadzieją i z modlitwą, że i oni wkrótce również będą szczęśliwi. I płakałam za ofiary które cierpiały, i za tych, których życia zostały odebrane tego dnia i za przyszłe pokolenia, które w związku z tym nie powstaną.
 
I kiedy płakałam, słyszałam najpiękniejszy płacz, jaki kiedykolwiek płakałam. Mój nowonarodzony syn właśnie zakończył jedną podróż, aby rozpocząć kolejną. Zachłysnął się swoim pierwszym oddechem powietrza i zapłakał. Nagle, cały ból zniknął. Natychmiast cała napełniłam się radością. Ale obiecałam sobie i mojemu synowi, że nigdy nie zapomnimy naszego doświadczenia. I że będziemy pamiętali różnicę pomiędzy bólem cierpienia, a bólem radości. Ponieważ jeżeli nie możemy poczuć jednego, nigdy nie będziemy potrafili docenić tego drugiego.
Nadaliśmy, naszemu nowonarodzonemu synowi, imię Netanel, co oznacza „prezent od B-ga”, żyjące, oddychające, rosnące cudo.